poniedziałek, 1 sierpnia 2011

4. Moja własna dziewczyna mnie głodzi…

                                                           Will

            Westchnąłem po raz kolejny. To nie miało sensu. Dlaczego ona to robi ? Dlaczego mnie odtrąca ? Tak wiem nie jesteśmy razem…tak wiem my tylko udajemy…ale to boli jak cholera.
-Will !- Wydarł się Logan. Szybko odwróciłem głowę w jego stronę wyrwany z rozmyślań. Oberwałem z poduszki.
-Hmmm… ?- Mruknąłem starając się skupić na słowach przyjaciela.
-Stary…wszystko dobrze ?- Czy ja wyczuwałem lekką kpinę w jego głosie ? Dobrze wiedział o kim myślałem. Czasami miałem tego serdecznie dość ,że wie o mnie zupełnie wszystko. Na szczęście tylko czasami.
-Tak.-Powiedziałem kładąc się z powrotem na moje łóżko. Byliśmy po zajęciach. Buldog starał się wkuć kilkunastu zaklęć na Obronę Przed Czarną Magią…było ich coraz więcej. Spojrzałem na baldachim mojego łóżka i utkwiłem w nim wzrok. Na wielkiej płachcie była wyszyta postać czarodzieja z wyciągniętą przed siebie ręką. W jego dłoni znajdowała się drewniana różdżka. Chłopak miał na sobie mundurek (w postaci długiej szaty) który kiedyś obowiązywał w szkołach magii. Jego twarz zaczęła się obracać ku mnie a na ustach gościł mu tak dobrze znany mi uśmiech…zszokowany nie mogłem wymówić ani jednego słowa. Nagle przeszył mnie ogromny ból w głowie…taki jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Ryknąłem nie mogąc wytrzymać i złapałem się za głowę. Zwinąłem się na łóżku…
-Will !!!- Krzyk Logana dobiegał z oddali. Widziałem w zwolnionym tempie jak do mnie podbiega…
Ciemność…

Spojrzał załzawionymi oczyma na ciało leżące niedaleko niego. Podbiegł do martwego już brata i krzyczał :
-Nie ! Nie !!! Nie mogą mi cię zabrać !- Słyszał śmiechy. Wtedy ostatni raz spojrzał na twarz mordercy gościł na niej uśmiech. Po chwili już go nie było. Położył się obok brata. Po jego policzku spłynęła samotna łza.
-Zemszczę się…-Syknął w ciemność. Otarł ją szybkim ruchem ręki i wstał z ziemi. Kilka kroków za nimi było kolejne ciało.

Podniosłem głowę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego ,że klękam na podłodze. Przy mnie był Buldog.
-Will…co się dzieje ?!-Wykrzyknął mój przyjaciel. Próbowałem złapać oddech.- Ku*wa ! Will !-Krzyczał.
-Widziałem go…-Mruknąłem wycierając usta.
-Kogo ?-Dopytywał się patrząc na mnie z przerażeniem.
-Wspomnienia…Zaczynam sobie wszystko w końcu przypominać…Aaaaa!- Z całej siły zacisnąłem zęby.

Biegł najszybciej jak mógł. W jego żyłach krążyła adrenalina. Widział ich…trzy zakapturzona postacie z różdżkami w rękach. Jedynymi dźwiękami które dobiegały do jego uszu były łamane liście i jego własny przyśpieszony oddech.
-Mike !- Brat spojrzał na niego przestraszony.

Leżałem na plecach. Koło mnie nadal siedział Logan.
-Wiem…-Szepnąłem podnosząc się z podłogi. Ból powoli ustawał.- Wiem jak On wyglądał…
-Jaki on ?! Nic nie rozumiem…-Krzyknął przestraszony. Spojrzałem na mojego przyjaciela i zapytałem.
-Kto w tej szkole przewiduje przyszłość ?- Zdziwiony moimi słowami patrzyła na mnie uważnie.
-Taka dziewczyna…Nie pamiętam jak ma na imię…Ale jej teraz nie ma w internacie. Wyjechała szybciej do domu. Ma względy u dyrektorki.- Przekląłem cicho. Oparłem się o brzeg mojego łóżka i opuściłem głowę zatopiony w wspomnieniach.
-Przypominam sobie ten dzień w którym zginęli nasi bracia…- Usiadł koło mnie a ja zacząłem mu wszystko opowiadać.
Nasi bracia przyjaźnili się od dziecka. Zawsze wszędzie byli razem, nigdy nie opuszczali się w trudnych chwilach. To była prawdziwa przyjaźń…taka której nie da się podrobić. Przetrwała wiele lat. Gdy Mike (mój brat) skończył osiemnaście lat, moi dziadkowie pewnego dnia zabrali go na rozmowę. Czekałem na niego pod drzwiami. W pewnej chwili usłyszałem jak babcia płacze. Po kilku minutach drzwi się otworzyły. Z pomieszczenia pierwszy wyszedł Mike…to znaczy chłopak o jego wyglądzie…w tamtym dniu prawdziwy Mike umarł na zawsze.  Całymi dniami przesiadywał w swoim pokoju z Brianem. Byłem mały , nie miałem pojęcia co się stało…
            Pewnej nocy nie mogłem spać. Miałem wtedy 11 lat. Postanowiłem iść do pokoju Mike…Jednak go tam nie zastałem. Na biurku leżała tylko zgięta karteczka na pół z napisem.

                                 ”Nie szukajcie mnie…Muszę załatwić pewną sprawę
                               wrócę niebawem. Kocham was…”

Nie pamiętam jak to dalej wyglądało.
Pamiętam bieg do zamku…
Pamiętam jego przerażoną minę gdy mnie zobaczył…
A potem już tylko wiązkę zielonego światła i te dwa okropne słowa…”Avada Cedabra”*
Tamtej nocy zginął nie tylko mój brat ale także jego najlepszy przyjaciel. Brian. Wrzucili się w wir zemsty…i zapłacili za to życiem. Ale my żyjemy i tego tak po prostu nie zostawimy. Pewnego dnia w końcu dowiedziałem się od dziadków czemu Mike wtedy walczył.
„To przez nich wasi rodzice was opuścili…”

                                                           ***

            Usłyszałem śmiechy.
-No ! Wychodź !- Krzyczał Aron. Wyszedłem z małej łazienki w naszym pokoju.
-I jak ?- Zapytałem zapinając ostatni guzik koszuli. Judy wpadła w głośny śmiech.
-Wybacz ale ta koszula jest okropna…Pokaż co tam masz.- Powiedziała podchodząc do mnie. Zmierzyła wzrokiem moją szafę i wyjęła jedną z koszul. Niestety ale miała świetny gust. Usłyszałem pukanie. Judy pomogła mi szybko odpinać tą koszule którą miałem na sobie i wtedy podszedł do nas Aron.
-Kotku czy ty mnie zdradzasz ?- Zapytał opierając się o ścianę z uśmiechem na ustach.
-Ciebie nigdy.- Powiedziała podchodząc do niego i go całując. Wszyscy weszliśmy do głównego pokoju. Młody wciągnął do środka Zoey. Jak ona ładna…Przedstawiłem jej wszystkich i wyszliśmy. Idąc korytarzem zapytała :
-Dokąd mnie dziś zabierasz ?- Uśmiechnąłem się do niej najpiękniej jak umiałem i mruknąłem.
-Niespodzianka...-Gdy już wyszliśmy zupełnie z budynku szkoły wziąłem ją za rękę i zacząłem prowadzić w ciemność.
-Will...-Szepnęła. Bała się...
-Nie bój się nie zgwałcę cię. Zaufaj mi.- Przystanęła i się zastanowiła. Po chwili ruszyliśmy dalej. Pod naszymi stopami było słychać chrzęst deptanych liści i roślin. Nagle znaleźliśmy się na małych schodkach. Puściłem jej dłoń i wyjąłem różdżkę. Jedno zaklęcie i było w miarę jasno.
 -Ojej...-Szepnęła. Przed nami rozpościerał się taki widok...
Nagle zaczęło delikatnie padać. Pobiegliśmy schodami aby schronić się pod małą kopułą tarasu.
-Czemu chciałeś się spotkać ?- Zapytała patrząc na mnie. W ciemności jej oczy były wręcz czarne...Uśmiechnąłem się.
-Z duch przyczyn. Pierwsza. Chciałem cię zobaczyć.- Po jej ustach zaczął krążyć niechciany uśmiech.- No i druga. Chciałbym abyś pojechała ze mną do domu na weekend.
-Ale dlaczego ?- Była zupełnie zbita z tropu.
-Moi dziadkowie dowiedzieli się ,że mam dziewczynę i  chcą cię poznać więc ,zapraszają cie. Im nie możesz od mówić.
-Musiałabym porozmawiać z tatą...-Nie dałem jej skończyć.
-Judy z nim rozmawiała. Zgodził się. Pojedziesz ze mną ?-Zrobiłem najsłodszą minę na na jaką było mnie stać.
-Chyba nie mam innego wyboru.- Mruknęła uśmiechając się. Podszedłem do niej i ją przytuliłem.Mocno mnie objęła w pasie.


                                                                  ***

          
            Wziąłem swoją torbę i ruszyłem przed siebie.
-Spadam !-Krzyknąłem do Logana i wyszedłem z pokoju. On też dziś wracał na weekend do domu tyle ,że jeszcze się nie spakował.
Gdy byłem już w akademiku dziewczyn na kogoś wpadłem.
-Matt ?- Zapytałem nieźle zdziwiony.- Nie żebym się dziwił ,że mieszkasz w akademiku u dziewczyn od zawsze podejrzewałem ,że nie jesteś do końca facetem.- Walnął mnie w ramie. Zacząłem się śmiać.
-A tak serio co tu robisz ?- Zapytałem podśmiechując się. Spojrzał na mnie spod byka i mruknął.
-Wracam od Alex…- Zacząłem poruszać brwiami w górę i w dół. Na jego twarz wstąpił ogromny uśmiech. I wszystko jasne…
-No to stary szacun.- Powiedziałem i poklepałem go po plecach.
-Dobra ja spadam. Nara.- I po chwili go nie było. Uśmiechałem się jeszcze trochę sam do siebie. W takiej pozycji zastała mnie Zoey. Podeszła do mnie i powiedziała.
-Już myślałam ,że zapomniałeś o mnie.
-O tobie nie można zapomnieć.- Szepnąłem i ją pocałowałem. Akurat obok przechodziła Sam.
-Wybieracie się gdzieś ?- Zapytała stając przed nami.
-Tak…Ale nam się spieszy, wybacz. Musimy już lecieć.- Powiedziała Zoey i pociągnęła mnie za rękę.
-Jak ona mnie wkurza…- Mruknęła ciągnąc mnie przed siebie. Oniemiały szedłem grzecznie za nią. Szliśmy tak aż do naszego pociągu. Weszliśmy w ostatniej chwili i zaczęliśmy szukać wolnego przedziału.
-Tu.- Powiedziała wchodząc do środka.
            Praktycznie całą drogę przespała oparta o moje ramię. Co jakiś czas słodko pochrapywała. Ciekawe co robiła w nocy ? Przytuliłem się do niej i oparłem moją głowę o jej głowę. Przymknąłem oczy i wciągnąłem w płuca jej zapach…Zanurzyłem moją dłoń w jej. Była taka mała i delikatna…
            Obudził mnie zatrzymujący się pociąg a dokładniej walizka Zoey która spadła mi na głowę gdy ten się gwałtownie zatrzymał.
-Cholera…-Mruknąłem ocierając bolące miejsce. Przebudziłem jeszcze Zoey i wyszliśmy ciągnąc za sobą walizki. Szliśmy po polnej drodze. Wokoło były pola z małą jeszcze kukurydzą.
-Mieszkasz na wsi ?- Zapytała z uśmiechem.
-Zaskoczona czy zawiedziona ?- Złapała mnie za rękę i odparła.
-Raczej to pierwsze.- Zdziwiłem się tym aktem czułości. No i po chwili wszystko było jasne. Przed nami widać było zgarbioną postać. Pomachałem babci wolną ręką. Gdy już byliśmy koło siebie powiedziałam.
-Babciu to jest Zoey moja dziewczyna. Zoey to jest moja babcia.- Po chwili Zoey okryta babcinym uściskiem uśmiechała się do mnie przyjaźnie.
-Miło mi panią poznać.- Mruknęła.
-Nie jestem żadną panią. Jestem dla wszystkich babcią kochaniutka.- Dziewczyna przytaknęła. Wziąłem ją za rękę i udaliśmy się do domu. - Zrobiłam twój ulubiony kompot…-Powiedziała do mnie.
-No to świetnie bo mi go brakowało .Uzależniłem się od niego.- Zoey uśmiechała się patrząc na tę scenę.
            Gdy weszliśmy do domu babcia pokazała nam nasz wspólny pokój z ogromnym łóżkiem i wychodząc powiedziała :
-Czekam na dole rozpakujcie się.- Machnąłem różdżką wypowiadając cicho zaklęcie i już byłem rozpakowany. Rzuciłem się na łóżko i przyglądałem się Zoey.
-Nie ma to jak pójście na łatwiznę…
-Od tego jest magia.- Po chwili to samo zrobiłem z jej ciuchami.
-No to co teraz robimy ?- Zapytała rozglądając się po pokoju.
- Chodź na łóżko to zobaczysz.- Powiedziałem poruszając brwiami w górę i w dół. Spojrzała na mnie nieco przestraszona.- Żartuje przecież. No chyba ,że chcesz.- Powiedziałem podchodząc do niej.
-Głupek…- Zaśmiałem się i zdjąłem koszule. Czułem na sobie je wzrok. Ubrałem na siebie zwykłą koszulkę.
-To twój pokój ?- Zapytała podchodząc do tablicy korkowej. Zerknęła na zdjęcia.- To ty i Logan ?- Przytaknąłem. Mieliśmy wtedy sześć lat.- A to kto ?- Wskazywała zdjęcie Mike i Briana.
-Mój brat i jego przyjaciel. Chodź na dół babcia pewnie się niecierpliwi. Zeszliśmy drewnianymi schodami a potem wąskim korytarzem przeszliśmy do kuchni. Na stole stał dzbanek z kompotem z czereśni a obok dwie szklanki.
-Jesteście! Myślałam ,że wam to zajmie więcej czasu.- Powiedziała staruszka mierząc nas wzrokiem.- Natychmiast oddawać różdżki.- Powiedziała a ja westchnąłem i wyjąłem swoją. Zoey zdezorientowana po chwili zrobiła to samo.- W tym domu nie ma magii.- Powiedziała a różdżki  po chwili zniknęły w jej rękach.-Pojedziecie do miasta po zakupy ?
-Jasne.- Mruknąłem.

                                                                ***

            Obudziłem się o czwartej. Podniosłem się do pozycji siedzącej i syknąłem z bólu. Zerknąłem w lewo. Zoey słodko spała wtulona w poduszkę. Taaak, zgadliście. Nie pozwoliła mi spać na łóżku i w ten oto sposób wylądowałem na pierzynie na podłodze. Odwróciłem się w druga stronę i zamknąłem oczy.
            -Will…wstawaj. Will !- Podskoczyłem. Nade mną stała idealnie uczesana Zoey.- Babcia woła nas na śniadanie.- Wstałem i przetarłem ręką oczy.
-Zejdź i powiedz ,że zaraz przyjdę bo inaczej przyjdzie tu i zobaczy ,że spałem na podłodze.- Przytaknęła i wyszła. Ogarnąłem się trochę i zszedłem na dół. W kuchni zastałem roześmianą Zoey i babcie szykujące kanapki.
-No w końcu kochanie.- Powiedziała babcia i nalała mi kompotu z czereśni. Napiłem się łyka i przytuliłem w pasie „moją” dziewczynę.
-Co dobrego mi szykujesz ?- Zapytałem ją całując po szyi.
-Kanapki kochanie.- Odparła odwracając się do mnie przodem i całując w usta. Ja to bym mógł tak udawać wieki.
-My z dziadkiem zaraz wyjeżdżamy. Wrócimy jutro po południu. – Powiedziała staruszka zerkając na mnie kątem oka i mrugając jednym w znaczącym geście.- Pa kochani.- Powiedziała całując nasze policzki. Wyszła. Usiadłem naprzeciw Zoey i chciałem zabrać już jedną kanapkę gdy ona zabrała talerz i odparła.
-Spadaj sam sobie zrób- Wytknęła na mnie język uciekając z pomieszczenia. Rzuciłem się w bieg za nią. Złapałem ją w biodrach i mocno do siebie przyciągnąłem. Zaczęła się głośno śmiać.
-No dobra dam ci jedną.- Zrobiłem jedno oko większe a drugie mniejsze.- No dobra dwie.- Westchnąłem.-Ok. trzy ale nie więcej.
-Moja własna dziewczyna mnie głodzi…- Mruknąłem. Zaskoczona moimi słowami stała w miejscu i patrzyła mi prosto w oczy. Zabrałem jej szybko talerz i zwiałem.
-Oddawaj !- Krzyknęła i wskoczyła mi na plecy.
-Mam pomysł jak to rozwiązać...Podzielimy się na pół…Ty dostaniesz dwie a ja pozostałe cztery.- Zaśmiała się i przytaknęła. Zeszła z moich pleców i usiedliśmy do jedzenia.
            Siedzieliśmy ze szklankami pysznego babcinego kompotu w rękach na kanapie oglądając jakiś serial.
-Will ?- Zapytała.-Czemu tak właściwie mówią na ciebie Driver ?  -Uśmiechnąłem się i odparłem.
-Chcesz zobaczyć ?- Przytaknęła.- No to chodź.- Powiedziałem biorąc ją za rękę i ciągnąc do wyjścia. Szliśmy ku garażowi za domem. Otworzyłem drewniane drzwi i zapaliłem światło. Podszedłem do wypukłego przedmiotu pod płachtą i szybko ją zdjąłem.
-Umiesz na nim jeździć ?- Zapytała przejeżdżając palcem po kierownicy.
-Tak właśnie dlatego mówią na mnie Driver. Chcesz się przejechać ?- Mi się zdawało czy zaświeciły się jej oczy ?
-Ok…ale pod warunkiem ,że mnie nie zrzucisz.- Wyprowadziłem go z garażu i już chciałem podać jej kask ale ona mnie zatrzymała.- Chcę poczuć wiatr we włosach.-Zaśmiałem się i przytaknąłem. Odpaliłem moją ukochaną maszynę i wiedliśmy. Zoey mocno mnie przytuliła w pasie i ruszyłem. Na początku jechałem wolno ale potem przyspieszyłem…Zoey ścisnęła mnie jeszcze mocniej przylegając do mnie całym ciałem. Odwróciłem się  na chwile do niej żeby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku kiedy ona krzyknęła.
-Błoto !!!- Za późno… Rozpryskało się na wszystkie strony chlapiąc na nas.
            Weszliśmy roześmiani do domu.
-Możesz iść do łazienki na górze ja pójdę na dół tylko wezmę ciuchy.- Przytaknęła i każdy wszedł do wcześniej wymienionych pomieszczeń. Zdjąłem z siebie koszulkę byłem oblepiony błotem. Zacząłem wyciągać ciuchy gdy nagle usłyszałem kroki.
-Zapomniałam…-Mruknęła patrząc na mnie. Kosmyki jej włosów były całe posklejane. Podszedłem do niej powoli i pocałowałem w usta. Zamknęła oczy i delikatnie wygięła szyję tak abym mógł i tam złożyć pocałunki. Moje dłonie powędrowały na jej biodra. Spojrzała mi prosto w oczy. Widziałem w nich pożądanie…Pociemniały. Jej ręce znalazły się na moim torsie. Po chwili poczułem na nim jej ciepłe wargi. Podniosłem delikatnie jej głowę i zacząłem całować w usta. Nasze pocałunki były coraz głębsze, coraz bardziej intymne. Zdjąłem jej bluzkę a ona zaczęła rozpinać mój rozporek. Złapałem ją za rękę.
-Jesteś pewna ?- Co ja robię do cholery !? Czemu pytam ?!
-Tak.- Szepnęła. Ściągnąłem jej spodnie , ona moje też. Podniosłem ją rękoma za tyłek i delikatnie położyłem na łóżku. Minęła niecała minuta a my byliśmy bez ciuchów. Całowałem ją po całym ciele a ona przymknęła oczy z rozkoszy.
Byliśmy tylko my… Nasze urywane oddechy i język ciał…    



____
 *Nie bardzo pamiętam jak to się piszę :)
Od Jemi : Końcówka mi się nie podoba...Nie wiem czemu. No ale nic :) Muszę się pochwalić ,że ten rozdział wyszedł mi na 4 strony w wordzie :D Strasznie przegadany...Wybaczcie za błędy i literówki ale nie mam już siły poprawiać...Czekam na komentarze ;)
 Następny : Ola :* Jej komputer jest u naprawy ale znając ją to i tak będzie szybko :P
Informacja ! : Jak widzicie zmieniłyśmy główną bohaterkę :) Nie będziemy już zmieniać w postaciach zdjęcia dlatego tu informujemy :)








             

5 komentarzy:

  1. WoW ;o nie dodam nic więcej, bo się nie da ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne !! ;D Boskie !! ;D Biiste !! ;D
    Nie wiem co jeszcze , nie da rady tego inaczej określić ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały !
    Co ty piszesz ? Ostatni fragment jest genialny ! :)
    Czekam na nn :)
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bombowy!! Kurczę... muszę wymyślić coś, żeby tego nie z chrzanić. Na szczęście komputer już mam :)
    Piknie:D
    Ola :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ;]
    Monika

    OdpowiedzUsuń