sobota, 6 sierpnia 2011

5. Jesteś piękna nawet z tymi worami pod oczami...

                                                               Zoey
Słysząc głośny dzwonek mojego telefonu poderwałam się jak oparzona.  Złapałam za słuchawkę i usłyszałam w niej przemiły głos taty.
-Tato, wiesz która jest godzina?- w wyobraźni widziałam jak ojciec się uśmiecha. Chwila rozmowy podniosła mnie na duchu i byłam gotowa na kolejny dzień.  Nawet nieźle się czułam z tym udawaniem, ale jednak nie lubiłam tego. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał godzinę trzecią. Nie mogąc już spać wstałam i poszłam do kuchni by się napić. Ku mojemu zdziwieniu zastałam tam babcię.
-Dzień dobry.-powiedziałam z uśmiechem na ustach i pocałowałam ją w policzek. Nigdy nie miałam babci, a to takie wspaniałe uczucie.
-Jak się spało kochanie?-wyjęłam z lodówki kompot czereśniowy, który już zdążyłam polubić i nadal wesoła spojrzałam w stronę starszej kobiety.
-Cudownie. Ma pani... Babcia- szybko się poprawiłam widząc jej karcący wzrok.-Bardzo miękkie łóżko.- wypiłam łyk z szklanki i wbiegłam do mojego wspólnego pokoju z Willem. Chłopak leżał na podłodze i wykrzywiał się z bólu. Uśmiechnęłam się do siebie na widok jego wystających bokserek w misie i wyjęłam z torby szczotkę do włosów. Rozczesałam moje kołtuny i ubrałam się.  Gdy już wchodziłam do kuchni usłyszałam głos babci.
-Córciu obudź proszę Willa na śniadanie.- po raz kolejny weszłam do naszego pokoju i stanęłam nad nastolatkiem.
-Will...wstawaj.Will!-krzyknęłam. Chłopak aż podskoczył, a ja uśmiechnęłam się w duchu.-Babcia woła nas na śniadanie.
   Przygotowywałam właśnie kanapki z pomidorem gdy to kuchni wkroczył Will. Jak zwykle na początku zaparło mi dech, ale zaraz oprzytomniałam. W duchu powtarzałam sobie ,,Spokojnie. Musisz udawać.” Uśmiechnęłam się, a gdy chłopak zaczął całować mnie po szyi wyszłam z roli. Zawsze gdy jego ciało było tak blisko nie umiałam się opanować.
-Co dobrego mi szykujesz?-spytał po między pocałunkami.
-Kanapki kochanie.-odparłam i odwróciłam się do niego przodem i pocałowałam delikatnie w usta. Zaraz jednak wróciłam do kanapek nie chcąc patrzeć mu w oczy.
   Siedzieliśmy na kanapie oglądając jakiś głupawy serial. Właśnie teraz był czas na powiedzenie mu o śnie.
-Will?- chłopak spojrzał na mnie, a ja spanikowałam.-Czemu tak właściwie mówią na ciebie Driver?-chłopak się uśmiechnął, a ja zapatrzona w niego nie słyszałam jego słów. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Gdy znaleźliśmy się w garażu moim oczom ukazał się motor.
-Umiesz na nim jeździć?-spytałam modląc się by powiedział nie. Przejechałam palcem po kierownicy.
-Tak właśnie dlatego mówią na mnie Driver. Chcesz się przejechać?- zaskoczona tym pytaniem uśmiechnęłam się. W normalnej sytuacji powiedział bym nie, ale miałam przytulać się do Willa, a to wszystko zmienia.  
  ***
Cofnęłam się do pokoju, bo zapomniałam koszulki i zobaczyłam stojącego przede mną pół nagiego mężczyznę.
-Zapomniałam...-tylko na tyle było mnie teraz stać. Gdy tylko nasze wargi się zetknęły zapaliła się czerwona lampka. Jednak byłam zbyt słaba by się oderwać. Jego usta już podążały po mojej szyi. Zaczęłam majsterkować przy jego rozporku, a zaraz nie miałam na sobie koszuli.
-Jesteś pewna?-spytał łapiąc mnie za dłoń.
-Tak.-powiedziałam mechanicznie.
   Leżałam obok Willa wtulając się w jego nagi tors. Chłopak głaskał mnie po głowie i mocno przytulał. 
-Zoey..-spojrzałam na chłopaka pytająco, a ten się uśmiechnął.-Co tak patrzysz.? Lubię twoje imię.- nagle przed oczami stanął nieznany mi obraz Logana. 
Przyjaciel Willa leżał cały zakrwawiony na drewnianej podłodze. Oddychał, ale bardzo powoli. Nad nim pochylał się Will z łzami w oczach. Czułam jak po moich policzkach spływają łzy.
-Czemu?-spytał cicho Will. Ku mojemu zdziwieniu odpowiedział mu chłodny, męski głos.
-Jesteś żałosny... Obydwoje zginiecie w tej bitwie...
Ocknęłam się i zobaczyłam, że Will patrzy na mnie z przerażeniem.
-Zoey? Co się stało?-spytał wystraszony i złapał mnie za ramiona. Moje łzy były prawdziwe i właśnie kapały na śnieżno białą pościel. Musiałam coś wymyślić. Nie mogłam mu powiedzieć to tym, że widzę śmierć Logana. To jego przyjaciel.
-Nic.-odwróciłam wzrok i usiadłam na łóżku.
-Przecież widzę. Nie oszukuj mnie.-pociągnął mnie za podbródek, a ja wymyśliłam pierwszą, lepszą wymówkę.
-Tęsknię za tatą i przyjaciółmi. Nie wiem czemu, akurat teraz, ale tak jest.-patrzałam przez okno, nie chcąc by widział w moich oczach kłamstwo. Wstałam i zaczęłam się ubierać. Musiałam namówić Willa do oddania nam różdżek.
-Każdy tęskni. Ja też. Czemu się ubierasz?-spytał robiąc to samo.
-Chcę cię gdzieś zabrać, ale potrzebuję różdżkę.-stanęłam przed nim i uśmiechnęłam się uroczo.
-Nie ma mowy...-nie dałam mu do kończyć.
-Na pewno wiesz gdzie babcia trzyma nasze różdżki.-chłopak tylko przytaknął, a potem dodał.
-Ale ci nie dam. W tym domu nie ma magii.- pocałowałam chłopaka w usta, przekupnie. Oderwałam się, a gdy on chciał powiedzieć ,,nie" przywarłam do niego jeszcze raz. Czułam jak jego wargi układają się w uśmiech. Przyciągnął mnie do siebie, a ja wtedy lekko się odsunęłam.
-Trzyma je w pierwszej szufladzie, w kredensie, w kuchni.-chłopak  już chciał kolejnego buziaka lecz ja go odepchnęłam, tak, że opadł na łóżko.
-Ha ha!!- zawołałam i pobiegłam do kuchni. I kto tu jest sprytny? Wyjęłam z szuflady swoją różdżkę i złapałam Willa za rękę. 
-Dokąd  mnie zabierasz kotku?-powiedział całując mnie po szyi. Uśmiechnęłam się i poklepałam go po policzku.
-Niespodzianka.- cicho wymówiłam zaklęcie i już byliśmy przed stadniną koni.-Ta dam!- zawołałam i pokazałam znacząco na piękny tor do jazdy konną.
-Stadnina koni?- spytał zdziwiony, a ja pociągnęłam go za rękę w stronę stajni. W środku było pełno boksów z końmi. Gdy zauważyłam znaną mi twarz chłopaka podbiegłam do niego i mocno uściskałam.
-Ron. Pracujesz tu?-spytałam uradowana, zapominając o mojej wizji. 
-Od jakiegoś miesiąca.-chłopak pocałował mnie w policzek, a ja się zarumieniłam. Poczułam na sobie wściekłe spojrzenie Willa.
-Ron to Will mój...-zacięłam się nie wiedząc co powiedzieć. Will złapał mnie w pasie i przyciągnął po czym dokończył za mnie.
-Chłopak.-wyciągnął do Rona dłoń. Ten uściskał ją smutno. Wiedziałam, że Ron czuje do mnie coś więcej, ale teraz to nie miało znaczenia. Właśnie straciłam dziewictwo z Willem i czułam do niego coś czego nie czułam nawet do Rona.
-Jak tam Strzała*?-spytałam, próbując rozluźnić atmosferę. Ron odwrócił wzrok i posmutniał. Will  zaczął oglądać wszystkie konie z zaciekawieniem. Czyżby nigdy na nich nie jeździł?
-Widzisz...-zaczął Ron- Strzała nie żyje...
-Co? To jakiś żart?!-spytałam. Do moich oczu napływały łzy bólu. Gdy wybuchłam płaczem nie mogłam utrzymać się na nogach. Opadłam na zimną ziemię i z kuliłam się w kłębek.
-Zoey...-powiedział Ron przytulając mnie. W tym momencie podbiegł do nas Will. Odepchnął Rona i wziął mnie na ręce. Wtuliłam się w jego tors. Na dzisiaj miałam dość smutków. 
-Co się stało?-spytał cicho Rona. Później już ich nie słuchałam wyszeptałam tylko.
-Wracajmy do domu.- czułam jak Will idzie po małym mostku i wychodzi z obszaru stadniny. Will wypowiedział zaklęcie i zaraz byliśmy z powrotem w domu. Chłopak położył mnie na łóżku.
- Pójdę po kompot.-powiedział i wyszedł z pokoju. Wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer Stevie. Odebrała po trzech sygnałach.
-Tak?-spytała wesoło.-Judy, czekaj!- cieszyłam się, że nie nudzi się beze mnie w szkole. Stevie nigdy nie wracała na weekend do domu. Starając się opanować powiedziałam:
-Co tam u ciebie?-spytałam łamiącym się głosem. Stevie od razu wiedziała, że coś jest nie tak.
-Zoey... Zrobił ci krzywdę? Zabiję go!-wrzeszczała do słuchawki. 
-Nie, nie...-wyszlochałam.-Jest super. Po prostu...Byliśmy w stadninie koni i mój koń nie żyje.- usłyszałam w słuchawce westchnienie Stevie i Judy. Czyli miała mnie na głośniku.- Stevie... Wyłącz mnie z głośnika proszę.-powiedziałam.
-Ok. Już. Co jest?- musiałam powiedzieć jej o wizji.
-Miałam kolejną wizję. Tym razem nie w śnie.-powiedziałam ciszej.
-Jaką?-spytała jak zwykle ciekawska Stevie. Usłyszałam kroki dobiegające z kuchni. Will wracał.
-Widziałam Logana. Umierał. Ale cicho sza- do oczu znowu napłynęły mi łzy.-Ok. Ja muszę kończyć.-powiedziałam już po między szlochami. Znowu się rozbeczałam. Do pokoju wszedł Will i usiadł na przeciwko mnie na łóżku. Rozłączyłam się szybko i odłożyłam komórkę. Chłopak przytulił mnie i pocałował w czoło. Otarłam dłonią łzy i spojrzałam w jego brązowe oczy.
-To boli...-wyszeptałam. 
-Wiem... Moi rodzice i...-spojrzałam na niego smutno. On tylko pocałował mnie w usta. Nie umiałam się od niego oderwać. Gdy jednak chłopak zaczął rozpinać mi koszulę odepchnęłam go. 
-Nie Will... Nie teraz.- chłopak podniósł ręce w geście poddania i opadł na łóżko.
-Przepraszam. Nie powinienem.-poszłam w jego ślady i usnęłam.
  ***
Obudziłam się dopiero kolejnego dnia. Dziś wieczorem mieliśmy wyjeżdżać z powrotem do szkoły. Czekał mnie kolejny tydzień nauki i potyczek z Sam. Miałam jej serdecznie dość. Co chwilę wpieprzała się pomiędzy mnie, a Willa. Rozejrzałam się w koło i zobaczyłam na zegarze ściennym godzinę 9:00. Dzisiaj Will dał mi pospać. O piętnastej miała wrócić babcia z dziadkiem. Podniosłam się powoli z łóżkach. Weszłam do naszej łazienki i zobaczyłam w lustrze szesnastoletnią dziewczynę z wielkimi worami pod oczami i poplątanymi włosami. 
-Jestem okropna...-wymamrotałam i złapałam za szczotkę.  
-W cale nie. Jesteś piękna nawet z tymi worami pod oczami.- spojrzałam w lustro i zobaczyłam Willa stojącego za mną. Objął mnie w pasie i położył głowę na moim ramieniu. Potem obrócił mnie i pocałował w usta.-Na dole czeka śniadanie. Ja muszę jechać an chwilę do miasta poradzisz sobie?- naprawdę uważał mnie za taką ciamajdę?
-Oczywiście.-chłopak pocałował mnie jeszcze raz i wyszedł z domu. Dokładnie wyszczotkowałam włosy i z pięłam  je w kucyka, po czym ubrałam się w mój niebieski top i dżinsowe shorty. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. 
  Czas mijał powoli, a z każdą chwilą coraz bardziej martwiłam się o Willa. Dochodziła dwunasta gdy do domu wbiegł Will.
-Jestem!-zawołał zaraz na progu i usiadł obok mnie na kanapie. 
-Co tak długo?-spytałam zdenerwowana.
-Proszę.-powiedział chłopak wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale zaraz potem otworzyłam je. W środku była prześliczna bransoletka z kilkoma zawieszkami. Jedną z nich było serduszko, a na nim wygrawerowane słowa. ,,Tylko ty..."Podniosłam wzrok znad bransoletki i uśmiechnęłam się do Willa. Ten tylko wzruszył ramionami i odsłonił swój śnieżno biały uśmiech. Uściskałam go mocno i jeszcze raz spojrzałam na srebrną biżuterię.

_____________
* Strzała to koń na którym jeździła Zoey gdy miała 13 lat.
Od Oli: ten rozdział coś mi nie wyszedł w sensie-wygląd. Pisałam go w innym programie i nie mogłam na blogspocie ,,chwiać" liter. Przepraszam za wszystkie literówki itp. Mi się jakoś mój rozdział nie podoba, ale to wy oceniacie. Nie wiem ile mi zajął miejsca w wordzie, bo na razie go nie posiadam.
Następny: Jemi :) Czekam niecierpliwie.

5 komentarzy: