niedziela, 2 października 2011

Epilog...

                                                        Podkład muzyczny :)



            Tamtego dnia , wszystko działo się jakby w zwolnionym tępię…Tamtej nocy każdy z nas kogoś stracił…Gdy upadłem na kolana wszystko przestało się liczyć. Zupełnie wszystko. W ciszy słyszałem płacz przyjaciół…w powietrzu można było wyczuć zapach krwi i popiołu…
Przyszłości nie da się zmienić…
Byłem bezsilny. Moje serce powoli rozpadało się na miliony części…Krzyk…I tak go nikt nie słyszał. W tamtym momencie chciałem być na miejscu Logana, chciałem…sam nie do końca wiedziałem czego. Pragnąłem tylko tego ,żeby to się nie wydarzyło.
Magia…
Mimo to ,że istnieje nie jest silniejsza od śmierci… Co nam po niej skoro i tak już najgorsze się wydarzyło a ja…nikt…zupełnie nikt nie mógł na to nic poradzić.
            Tamtego dnia gdy klęczeliśmy przytuleni do siebie cierpiąc zrozumiałem jedno… Pomimo tego jak bardzo będziesz się starał…pomimo tego jak bardzo będziesz pragnął osiągnąć swój cel…nic nie osiągniesz nie mając przy sobie przyjaciół.
Udało nam się…
Śmierciożercy już nikomu nie zagrażali a obok mnie była Zoey…Ale nie było ich…Tych dzięki którym dotarłem aż tutaj…
Mike…
Rodziców…
Logana i Anie…
Nigdy nie będę już mógł im podziękować za to wszystko…Nigdy…
Wieczność…
To tam teraz są. Wszyscy razem. Na zawsze…Szczęśliwi.

            Powoli podniosłem się do pozycji stojącej i podszedłem do ciał przyjaciół. Spojrzałem na bransoletkę którą miała dziewczyna.
„Już na zawsze razem…Twój Logan”
Przeczytałem w myślach wygrawerowany napis i wtedy poczułem jak po moim policzku spływa jedna pojedyńcza łza…


To co działo się potem było dla wszystkich bardzo trudne. Ci którzy przeżyli musieli pochować ciała zmarłych.
Poszli na cmentarz…Will i Matt w ciszy wykopali duży dół.
Potem nadeszła chwila pożegnania…Najciężej było Willowi…Pocałował czoło Anie i uścisnął dłoń Logana.
Następnie wspólnie z Mattem złożyli ciała w grobie. Przez ten czas Zoey i Judy bardzo płakały.
Wszyscy przytulili się w ciszy i pogrążyli w smutku…
Kilka minut później Judy oznajmiła ,że wyjeżdża , mając ogromną nadzieje ,że jeszcze kiedyś się spotkają.
Po pożegnaniu tak po prostu odeszła…Nikt jej już nigdy więcej nie widział. Czasami wysyłała listy ale nic po za tym…Chyba nigdy nie uporała się z myślą o zabiciu ukochanego…Często widziała jego śmiejące się oczy i wspaniały uśmiech który był przeznaczony tylko dla niej…
Matt wrócił do szkoły. Postanowił kontynuować naukę i po skończonym roku wybrał się na studia. Kilka lat później został szanowanym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Tamtej nocy wydoroślał…Zrozumiał co w życiu jest naprawdę ważne. No i najważniejsze…Zakochał się. Obecnie ma trójkę dzieci. Monik, Anie i Milesa.
No i ja… Tamtej nocy postanowiłem zostawić przeszłość gdzieś za sobą i żyć tym co mam. Poślubiłem piękną czarnowłosą dziewczynę imieniem Zoey…Z którą mam synka, Logana. Co rok chodzimy na grób przyjaciół aby wspominać najwspanialsze chwile które z nimi spędziliśmy…W końcu mogę to śmiało powiedzieć…Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.

Dziś :
-Zoey !- Krzyknąłem wbiegając do kuchni. Zacząłem szukać kluczy- Dasz radę zejść po schodach skarbie ?!
-Will…uspokój się.- Powiedziała śmiejąc się. Zaczęła powoli schodzić w dół.- Gorzej się przejmujesz tym porodem niż ja…- Podbiegłem do niej i pomogłem jej.
-Bardzo boli ? Możesz chodzić ?- Pytałem bezsensownie.
-Tak…przecież ja nie jestem obłożnie chora po prostu rodz…- Nie dałem jej dokończyć wziąłem ją na ręce i pobiegłem do samochodu.- Wariat…- Szepnęła uśmiechając się. Rzuciłem jej mój łobuzerski uśmiech i zamknąłem drzwiczki z jej strony.
            Trzymałem ją mocno za rękę :
-Dasz radę !- Krzyknąłem.
-Wiem…-Wyjąkała i zaczęła szybko oddychać.
-Teraz niech pani prze z całej siły !- Powiedział lekarz. Zoey z głośnym jękiem zaczęła przeć. Jej twarz zrobiła się czerwona a ja miałem wrażenie ,że zaraz wyrwie mi dłoń. Po chwili w pomieszczeniu rozniósł się płacz dziecka. Zoe opadła delikatnie na poduszkę i westchnęła. Pocałowałem jej spocone czoło i mruknąłem.
-Moja kochana…
-Gratuluję…mają państwo syna.- Powiedział lekarz podając malucha zmęczonej matce. Zoey uśmiechnęła się promiennie a po jej policzku poleciała łza…łza szczęścia.
-Jak mu damy na imię ?
-Lucas ?- Zapytałem. Jej oczy zabłysnęły.
-Lucas…masz oczy po mamie wiesz ?- Powiedziała do dziecka.- Chcesz go potrzymać ?
-A jak mu coś zrobię ?- Zapytałem niepewny. Ta spojrzała na mnie dziwnie i podała mi naszego synka. Delikatnie dotknąłem jego rączki i się uśmiechnąłem. Była taka malutka… Nagle moją uwagę przyciągnęła mała blizna na jego nadgarstku. Przyjrzałem je się dokładniej…
-To niemożliwe…-Szepnąłem.
-Coś mówiłeś ?- Zapytała Zoey poprawiając się na łóżku. Gdy już otwierałem usta do Sali wpadli nasi rodzice i przyjaciele. Ktoś wziął malucha z moich rąk.
-No…gratuluje syna stary !- Powiedział Matt klepiąc mnie po plecach.
-Jaki on śliczny…-Mówiła Stevie. Uśmiechnąłem się i wyszedłem pod pretekstem pragnienia. Usiadłem pod ścianą i schowałem głowę w rękach. Przez moje myśli ciągle przesuwała się mała blizna w kształcie węża…
Wróciłem do Sali i delikatnie uściskałem Zoey mówiąc.
-Tylko ty…Pamiętasz ?
-A jak mogłabym zapomnieć ?- Odparła całując mnie w usta.


______
Od Jemi : Mi jakoś szczególnie to zakończenie się nie podoba. Nie ze względu na akcje ale mój styl pisania. No ale już wam nie narzekam ;) To koniec...Kurcze ! Szkoda mi bardziej tego bloga niż mogłabym się spodziewać :P No ale nic nie jest dane nam wiecznie... Teraz czas na podziękowania :D Największe składam do Olki :*:* Kochana świetnie mi się z tobą tu pisało :) Cieszę się ,że praca nad tym blogiem dała nam możliwość zapoznania się bo jesteś wspaniałą osobą moja ty wariatko :P 
Chce też oczywiście podziękować tym którzy wytrwale komentowali tego bloga i czytali nasze wypociny :) Z mojej strony to chyba tyle... Jeszcze raz wam wszystkim dziękuję ! :*:*
Od Oli :  Aż chce mi się płakać. Tyle czasu tu pisałam, a muszę skończyć. No tak ja też będę dziękować:) Po pierwsze dziękuję Jemi! Dzięki niej miałam tyle zapału i chęci do pisania. Cieszę się, że mogłam ją poznać. Oczywiście dziękuję wam nasi drodzy czytelnicy. Bez was na pewno tak długo byśmy nie pisały tego opowiadania. Wasze komentarze naprawdę pomagały mi jak i na pewno Jemi wziąć się za pisanie kolejnych rozdziałów. Komu jeszcze tu dziękować...Wiem! Dziękuję mojej przyjaciółce Klaudii. Ona pomagała mi gdy nie miałam natchnienia często podsuwała pomysły i wspierała. Matko chyba się rozbeczę...Nie płacz Olka! To nie koniec! Och no dobra... Kocham was wszystkich!:*
Informacja : Zapraszamy na naszego nowego wspólnego bloga :) Wszystko zaczyna się od niczego...Mamy nadzieję ,że spodoba wam się tak samo mocno jak to opowiadanie ;) Zapraszamy do komentowania i obserwowania  :D