czwartek, 29 września 2011

13.-Tak musiało być… Nie da się zmienić przyszłości…

 Zoey


-,,Zoey..”- rozbrzmiał głos w mojej głowie. Gwałtownie podskoczyłam.  Rozejrzałam się w koło, ale nikogo nie dostrzegłam.
-,,Kim jesteś?”- spytałam w myślach i wsłuchałam się dokładnie. Jakim cudem udało się komuś ze mną skontaktować telepatycznie?
-,,Jestem Megan. Will prosił mnie o pomoc. Powiedz gdzie jesteś”- zastanowiłam się chwilę. Jeśli powiem gdzie jestem oni tu przyjdą, a wtedy na pewno ktoś zginie. Nie mogłam do tego dopuścić.
-,,Nie. Nie możecie tu przyjść. Oni was zabiją!”- potrząsnęłam cudząco głową. Rozmawiałam sama z sobą. To jakaś paranoja.
-,,Powiedz… Proszę…”- powiedziała już ciszej. Rozejrzałam się w koło. Sama nie wiedziałam gdzie się znajduję. Widziałam to miejsce tylko od środka. Na chwilę zamarłam. Byłam tu wcześniej. Nie w tym pokoju, ale w tym budynku.  To tu przeniosłam się niechcący. Zakapturzone postacie…
-,,To taki zamek. Nie wiem jak go opisać… Właściwie to wieże na ogromnym wzgórzu.”
-,,Wiem gdzie to jest”- tylko tyle powiedziała i już jej nie słyszałam. Wzięłam głęboki wdech. Niedługo tu przyjdą i byłam pewna, że ktoś zginie.
Minęły już dwa dni od dziwnej rozmowy z Megan. Oczy dziwnie mi się kleiły i nie odróżniałam już dnia od nocy.  Ostatnio czułam się coraz gorzej. Przed ostatnie dwa dni nie dostałam w ogóle jedzenia i picia. Wyjęłam z kieszeni mój podręczny scyzoryk i wyciągnęłam ostrze. Mogłam go użyć do dwóch rzeczy. Po pierwsze do zaatakowania kogoś z ciemnej czwórki, po drugie do tego co właśnie chciałam zrobić. Osłoniłam swój nadgarstek i przejechałam palcem po bladej skórze. Nie miałam już przed oczyma Willa, ani nikogo z przyjaciół. Byłam całkiem sama w tym ciemnym pomieszczeniu. Gdy już chciałam przejechać nożem po nadgarstku głośny krzyk zza ściany oderwał moją uwagę od scyzoryka.  Podskoczyłam jak oparzona słysząc  głos Logana.
Pisane w trzeciej osobie:
Chłopak imieniem Logan stał na środku pomieszczenia z różdżką w dłoni. Z pod jego białej koszulki wydobywała się szkarłatna krew. Chłopak złapał się gwałtownie za klatkę piersiową. Śmierciożerca zrzucił z głowy kaptur. Twarz chłopaka była idealnie gładka. Brązowe oczy całkowicie nie pasowały do bladej cery. Anie patrzała z odrazą na przystojnego mężczyznę. Widać było, że nie może powstrzymać targających nią emocji.  Okropny zapach zgnilizny dawał o sobie znać. Największą uwagę jednak przykuwał Aron. Stał w kącie i zerkał ukradkiem na Judy. Ta uśmiechała się delikatnie. Mimo tego co działo się w koło ona nadal widziała w nim swojego ukochanego.
-Logan!- wrzasnęła na cały głos Anie. Widząc jak chłopak opada bezwładnie na ziemię złapała za różdżkę. –Kavio Miteo!- wykrzyknęła i z łzami w oczach skierowała kawałek drewna w stronę Śmierciożercy. Uderzenie niebieskiej kuli sprawiło, że mężczyzna upadł na ziemię. Zaraz jednak z pomocą przyszedł mu Aron. Podniósł go i zacisnął dłonie w pięści.
-Will! Pomórz mi!- krzyknął z drugiego końca pomieszczenia Matt. Stał przyparty do ściany i z całej siły  z ciskał w dłoni broń.  Chłopak biegnąc w stronę przyjaciela został zaatakowany.  Aron przyłożył mu do gardła różdżkę, a Willa wyrzucił.
-Co teraz zrobisz, co?- spojrzał się mu głęboko w oczy i uśmiechnął się z drwiną.
-Jeśli komukolwiek z nich stanie się krzywda…- wymamrotał chłopak.
-To co?- w tym samym czasie Anie klęczała przy Loganie i z ciskała jego dłoń. Po jej różowych policzkach spływały łzy. Aron szybkim ruchem skierował różdżkę w stronę dziewczyny.
-Nie!- krzyknął i złapał za dłoń Arona ten jednak zdążył już zaatakować. Zielony promień trafił  w sam środek pleców dziewczyny. Ciało nastolatki opadło bezwładnie na marmurową posadzkę. Został już tylko Matt, Will i Judy. Musieli poradzić sobie sami. Will jednym szybkim ruchem wyswobodził się z ucisku Arona i wybiegł z pomieszczenia. Jego nogi biegły ile sił w stronę więzienia Zoey. Teraz liczyła się dla niego tylko ona. Musiał ją odnaleźć i wyprowadzić, a potem wrócić i pomóc przyjaciołom. Złapał energicznie za klamkę drzwi z których wydobywały się krzyki dziewczyny. Jednak te były zamknięte.
Pisane w pierwszej osobie:
-Will! Will! Tu jestem!- wrzeszczałam. Nie wiedziałam skąd nagle znalazło się we mnie tyle siły.
-Wiem. Zaraz cię z tam tond wydostanę. Głośny huk ogłuszył mnie, a zaraz potem przede mną stał Will. Z całej siły wtuliłam się w jego pierś.
-Już dobrze…- wyszeptał i pogłaskał mnie po włosach.- Musimy pomóc Mattowi i Judy.- nie zadawałam żadnych pytań dotyczących Buldoga czy Anie. Wiedziałam, że coś musiało się im stać. Wnioskowałam to po samym wyrazie twarzy mojego chłopaka. Wybiegliśmy z ciemnego pomieszczenia.
Pisane oczami Judy:
Patrzyłam z przerażeniem na martwe ciało Anie i płakałam. Nie umiałam się powstrzymać. Tak kochałam Arona, a on zrobił coś czego bym się nie spodziewała.
-To nie może być prawda…- wyszeptałam i spojrzałam z smutkiem na swojego ,,chłopaka”. Rozejrzałam się w koło. Wszędzie leżały martwe ciała. Mattowi udało się pokonać jednego z nich. Pozostało jeszcze dwóch. Mój przyjaciel siedział zasapany w kacie. Po jego twarzy spływała krew. Pod wpływem impulsu chwyciłam za różdżkę i wymierzyłam ją w stronę Arona. Jego wspólnik zrobił to samo w moim kierunku.
-David… -powiedział tylko, a chłopak z wściekłością opuścił różdżkę-Ona nic mi nie zrobi-chłopak mimo, że zabił swoich przyjaciół uśmiechał się arogancko.
-Tak myślisz?- powiedziałam i jeszcze mocniej zacisnęłam przedmiot w mojej dłoni. Chłopak przytaknął i posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. Na chwilę zamarłam. Zobaczyłam w nim dawnego Arona. Tego, którego tak bardzo kochałam. Tego, który rozbawiał mnie przy każdej możliwej okazji. Jednak zaraz przypomniałam sobie o Anie i Loganie. – Avo Sio!- wrzasnęłam na całe gardło i wykierowałam czerwony płomień w Arona. Matt szybkim ruchem podbiegł do mnie i tym samym zaklęciem zabił drugiego z Śmirciożerców.
Oczami Zoey:
Wbiegliśmy po schodach do ciemnego pomieszczenia. Will ciągnął mnie za sobą jak marionetkę. Gdy stanęłam w drzwiach całego zakrwawionego pomieszczenia zastygłam. Ciała Logana i Anie leżały obok siebie, jakby razem zginęli. Po jednym z Śmierciożerców została tylko kupka popiołu. Na środku pomieszczenia klęczała Judy trzymając za rękę Arona. Płakała gorzkimi łzami i powtarzała cały czas:?
-Zabiłam go, zabiłam go…- podeszłam do niej przykucnęłam obok niej. Dziewczyna wpadła mi w ramiona. Czułam jak po moim policzku spływa łza. Zaraz za nią kolejna i następna.
-Musiałaś…- wyszeptałam i pogłaskałam dziewczynę po włosach. Spojrzałam w stronę Willa. Chłopak stał w bezruchu i patrzał w stronę Logana i Anie. Nie płakał, ale widać było, że cierpi bardziej ode mnie czy od Judy. Po chwili podszedł do nas i mocno nas przytulił. Patrzałam na niego z łzami w oczach i czekałam, aż coś powie. On jednak tylko przytulał nas i kołysał się. Po dłuższej chwili powiedział:
-Tak musiało być… Nie da się zmienić przyszłości…- po jego zakrwawionym policzku spłynęła jedna pojedyńcza łza, a mnie dopadły ogromne wyrzuty sumienia. Może gdybym powiedziała wcześniej co widziałam nie doszło by do tej tragedii.
________

Od Oli: Tak średnio mi wyszedł. Mam nadzieję, ze się podoba. No i teraz tylko epilog
Następny: Wariatka nr. 2. Czyli Jemi:) Czekam z niecierpliwością:)

5 komentarzy:

  1. No po prostu wspaniałe ! Bd mi brakować tego opowiadania ;) Szkoda,że już tylko epilog został,no ale cóż... :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo boże ! Czemu mi to robicie ??
    Ja normalnie płakałam jak to czytałam ;D
    Ale Boskie ;D !! Kocham Was !! ♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też się strasznie podoba !
    Piękne...Szkoda że umarły tak fajne postacie... No ale nic :) Czekam na epilog.
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Epilog już napisany :D
    A ten rozdział jest świetny Olka ;)
    Jemi :)

    OdpowiedzUsuń